Wybraliśmy się wczoraj z Notesem na kawowe posiedzenie w Beach Barze nad Odrą. Żeby posiedzenie było siedzeniem, a nie bieganiem za psem, kawę poprzedził dłuższy spacer.
Dotarliśmy na plażę, zasiadłam na leżaczku, załatwiłam miskę z wodą, zapowiada się chwila relaksu dla wszystkich wielonogów.
Mimo wszystko pies wyraźnie niezadowolony, bo nie fajnie, za gorąco i ogólnie to to jest jego pora drzemki, czego ja chcę od biedaka. Szybko jednak odkrywa, że problem upału da się rozwiązać- zaczyna kopać grajdół, przecież brzuszkowi będzie lepiej, jak poleży na mokrym piasku.
Kopie, kładzie się.
Niezadowolony wstaje- grajdół za krótki! Brzuszek tylko częściowo wchodzi!
Nie daje za wygraną, kopie dłuższy dół...kopie, kopie, to nie grajdół już, to graj-rów!
Kładzie się znów... I ciągle nie tak! Brzuszkowi już dobrze, ale klata?? Klata leży na paskudnym wygrzanym słońcem piasku!
Patrzy na mnie w poszukiwaniu wsparcia.
"Noteś, ty długi bardzo jesteś" to jedyne co mu mogę zaoferować.
Chyba działa, bo rusza doskonalić rów. Kopie dzielnie, przykłada cielsko...teraz doooobrze! Dzień uratowany, można w spokoju z pod leżaka zerkać co tam się na stoliku pojawi.
Wychodzi, że nie tylko ja czasem zapominam, jaki z niego już ogromny facet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz